Gym time

Gym time

sobota, 15 listopada 2014

Trening nóg i małe zakupy


Długi weekend wszystko mi rozwalił w planowaniu treningów. Od środy mam mały maraton – dziesięć dni treningowych z rzędu. Do tego na chwilę zapomniałem o diecie gdyż odwiedzałem rodziców od dziewczyny i odczuwam lekki brak sił z przejedzenia :P
Jednak wierzę, że szybko się uda to naprawić. W sumie już powoli wracam do jakiejś normy – jeśli w ogóle można mówić o czymś takim. Lecz w tym tygodniu jakoś nie udało mi się podnieść ciężarów, co mnie niezwykle smuci. Mam jednak nadzieję, że od poniedziałku jak cykl treningowy zacznie się odnowa uda się coś dołożyć na gryf.
Dzisiaj miałem trening nóg, lekko oszukany gdyż maszyna do prostowania podudzi siedząc miała zerwane linki i zrobiłem po prostu po jednej serii więcej na innych ćwiczeniach. Na przysiadach zaś zmieniłem nieco ilość powtórzeń i zacząłem od 8, później 6, dwa razy 4 i 2. Po nogach wpadł szybki trening brzucha, ale w tym przypadku żadnych zmian nie ma - ćwiczy się go całkiem przyjemnie. Droga powrotna z siłowni zajęła mi grubo ponad kwadrans, a zazwyczaj wracałem w niecałe dziesięć minut. Krótko mówiąc skatowałem się. Ale nie warto się oszczędzać ;)
Po powrocie małe porządki i przygotowania do wypadku na zakupy. Niebawem zamieszka ze mną i dziewczyną kot, o którego mnie męczyła od dłuższego czasu i trzeba przygotować mieszkanie na jego przybycie – półki, na których będzie mógł sobie chodzić, miejsce na kuwetę itd. Fanatykiem zwierząt nie jestem, ale przynajmniej nie będę słyszał marudzenia, że znów jem tuńczyka (dziewczyna nie lubi tej ryby), bo kot go uwielbia. 

Ogólnie dzień minął pod szyldem średnio dietetycznego jedzenia. Dopiero na wieczór zjadłem odrobinę pieczywa z sałatką z makreli, jaj, ryżu i natką pietruszki. Na dobitkę zrobiłem sobie koktajl z bananów, twarogu i odrobiny odżywki białkowej – przestała mi smakować i staram się ją dorzucać do wszystkiego do czego się da.
Jutro w planach jest trening barków z rana, a później byczenie się i może jakaś książka lub film. A dlaczego trening z rana? Bo wtedy jest najmniej osób i można sobie śmiało eksperymentować z ćwiczeniami i nie obawiać się, że jakaś maszyna czy ławeczka jest zajęta. Czy i u Was zdarza się typ szwendacza? Taki ktoś robi serię ćwiczenia na jednej maszynie, zostawia na niej ręcznik, po czym idzie sobie na drugi koniec siłowni gdzie zostawił butelkę z wodą, stoi tam kilka minut i wraca. Irytują mnie tacy na maksa. Już wolę tych krzyczących podczas ćwiczeń jakby im ktoś wnętrzności rozrywał. Ci przynajmniej są zabawni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz