Kolejny weekend minął mi praktycznie
w pociągu. Wróciłem na Opolszczyznę odwiedzić rodzinę i przy
okazji załatwić kilka spraw. Dlatego w piątek zrobiłem ostry
trening. Miałem znów zmienioną kolejność, więc wypadło na
nogi. Dawno tak się nie czułem wracając z siłowni po ćwiczeniu
tej partii ciała. Chyba za bardzo traktowałem je po macoszemu. Tym
razem skupiłem się na każdym aspekcie treningu, począwszy od
rozgrzewki a na rozluźnieniu skończywszy. I tak jak droga na czy z
siłowni zajmuje mi normalnie dziesięć minut tak w piątek wracałem
prawie dwadzieścia. Wczoraj, wręcz nie moglem chodzić. Ale to
dobrze, kolejna nauka na przyszłość.
Mimo bólu w nogach zrobiłem wczoraj trening z użyciem ciężaru własnego ciała, podobnie dzisiaj. Nie przepadam za takim treningiem, ale lepsze to niż jego brak.
Ostatnio zakupiłem sobie książkę
Leszka Michalskiego żeby podszkolić się z teorii i poprawić
jakość swoich treningów. Póki co jestem w połowie i szczerze nie
żałuję tych paru złotych wydanych na książkę. Fajnie się ją
czyta, dużo rzeczy jest w niej wytłumaczonych. Już wyłapałem
kilka ciekawych porad dotyczących treningu i diety.
Sprawdziłem ostatnio też dwa nowe
produkty. Jeden kupiłem z góry chcąc go wypróbować (wspominałem tez o nim w innym poście), a drugi
zakupiłem przez przypadek gdyż miałem na niego okazyjną cenę.
Pierwszym są batony Master bar
Activlabu o smaku żurawinowym z zawartością kreatyny.
Powiedziałbym, że smakiem przypomina najzwyklejszy baton musli
jakich wiele. Tylko ma nieco mniejsza zawartość cukru na moje oko.
W każdym razie smak bardzo w porządku. Kupię sobie niebawem ich
więcej. Będą jak znalazł na szybką przekąskę w pracy, gdy będę
wiedział, że nie zdążę zjeść normalnego posiłku przed
treningiem.
Drugim produktem jest Clenburexin z
Treca. Na niego miałem, jak wspomniałem, promocyjną cenę. Jednak
zakupiłem go jako zastępstwo dla Fat off marki UNS gdyż od czasu
do czasu tabletki nie dostawały się do dna żołądka tylko
zostawały w jego górnej części – specyfika żołądka
kaskadowego – i strasznie mnie to bolało i paliło. Postanowiłem
się więc przerzucić na jakiś płynny termogenik.
Padło na
Clenburexin. Pojedyncza dawka czyli 25ml zadziałała na mnie tylko
raz. Za drugim razem nic nie czułem. Biorę więc teraz 35ml i już
coś odczuwam. Potliwość jest na plus, co widać na zdjęciu poniżej - wszystkie ciemniejsze plamy to pot (wiem, że średnio widać na tej koszulce, ale musicie mi uwierzyć na słowo, że na treningu ciekło ze mnie litrami).
Pobudzenie lekkie tez jest,
co jest plusem, bo wolałbym żeby mną nie rzucało za bardzo na
siłowni z miejsca na miejsce. Smakuje mi też bardzo, pije się go
więc z przyjemnością. Nie wiem jak długo go będę stosował gdyż
męczy mnie już trochę ta redukcja i zastanawiam się nad zmianą
na trening siłowy na miesiąc. Zdecyduję o tym po wizycie u dietetyka, do którego idę zrobić analizę składu ciała żeby się
dowiedzieć jak duże mam zatłuszczenie w obecnej chwili. Jak będzie
duże to rozważam opcję skontaktowania się z profesjonalnym
trenerem żeby ułożył mi trening i dietę redukcyjną pode mnie.
Chciałbym do końca roku zbić z siebie wtedy jak najwięcej
tłuszczu. W końcu o to teraz walczę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz