Długi weekend wszystko mi rozwalił w
planowaniu treningów. Od środy mam mały maraton – dziesięć dni
treningowych z rzędu. Do tego na chwilę zapomniałem o diecie gdyż
odwiedzałem rodziców od dziewczyny i odczuwam lekki brak sił z
przejedzenia :P
Jednak wierzę, że szybko się uda to
naprawić. W sumie już powoli wracam do jakiejś normy – jeśli w
ogóle można mówić o czymś takim. Lecz w tym tygodniu jakoś nie
udało mi się podnieść ciężarów, co mnie niezwykle smuci. Mam
jednak nadzieję, że od poniedziałku jak cykl treningowy zacznie się
odnowa uda się coś dołożyć na gryf.
Dzisiaj miałem trening nóg, lekko
oszukany gdyż maszyna do prostowania podudzi siedząc miała zerwane
linki i zrobiłem po prostu po jednej serii więcej na innych
ćwiczeniach. Na przysiadach zaś zmieniłem nieco ilość powtórzeń
i zacząłem od 8, później 6, dwa razy 4 i 2. Po nogach wpadł szybki trening brzucha, ale w tym przypadku żadnych zmian nie ma - ćwiczy się go całkiem przyjemnie. Droga powrotna z
siłowni zajęła mi grubo ponad kwadrans, a zazwyczaj wracałem w
niecałe dziesięć minut. Krótko mówiąc skatowałem się. Ale nie
warto się oszczędzać ;)
Po powrocie małe porządki i
przygotowania do wypadku na zakupy. Niebawem zamieszka ze mną i
dziewczyną kot, o którego mnie męczyła od dłuższego czasu i
trzeba przygotować mieszkanie na jego przybycie – półki, na
których będzie mógł sobie chodzić, miejsce na kuwetę itd.
Fanatykiem zwierząt nie jestem, ale przynajmniej nie będę słyszał
marudzenia, że znów jem tuńczyka (dziewczyna nie lubi tej ryby),
bo kot go uwielbia.
Ogólnie dzień minął pod szyldem
średnio dietetycznego jedzenia. Dopiero na wieczór zjadłem
odrobinę pieczywa z sałatką z makreli, jaj, ryżu i natką pietruszki. Na dobitkę zrobiłem sobie koktajl z bananów, twarogu i odrobiny odżywki
białkowej – przestała mi smakować i staram się ją dorzucać do
wszystkiego do czego się da.
Jutro w planach jest trening barków z
rana, a później byczenie się i może jakaś książka lub film. A
dlaczego trening z rana? Bo wtedy jest najmniej osób i można sobie
śmiało eksperymentować z ćwiczeniami i nie obawiać się, że
jakaś maszyna czy ławeczka jest zajęta. Czy i u Was zdarza się
typ szwendacza? Taki ktoś robi serię ćwiczenia na jednej maszynie,
zostawia na niej ręcznik, po czym idzie sobie na drugi koniec
siłowni gdzie zostawił butelkę z wodą, stoi tam kilka minut i
wraca. Irytują mnie tacy na maksa. Już wolę tych krzyczących
podczas ćwiczeń jakby im ktoś wnętrzności rozrywał. Ci
przynajmniej są zabawni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz